„Pożydowskie” mienie „bezspadkowe” 1/2

To będzie długi i trudny wpis. I co ciekawe – na pewno jest niedokładny i będzie jeszcze wielokrotnie edytowany, więc proszę o informacje, jeśli coś jest niezgodne z rzeczywistością.

Będzie się on składał z dwóch części – pierwsza dotyczy własności konkretnych osób fizycznych i prawnych a druga gmin żydowskich.

Na początek śmiała i klarowna teza. Nie istnieje coś takiego jak mienie bezspadkowe. Wg wszelkich zasad spadkowych obowiązujących do czasów rzymskich, nawet w radzieckim socjalizmie (który wypaczył prawo do granic możliwości), zawsze jasno określone jest kto dziedziczy spadek – albo jest testament albo określa to ustawa. Najczęściej spadkobiercą jest małżonek, zstępni – nieistotne tu w jakich proporcjach, potem rodzeństwo, wstępni, ale zawsze na końcu jest skarb państwa. Zatem bez względu na to co by się nie działo w relacjach rodzinnych, co by kto nie wymyślił – zawsze istnieje spadkobierca. Oczywiście poszczególne osoby fizyczne i prawne mają absolutnie prawo domagać się swoich praw do spadku w sądzie, jeśli uważają, że zostali w spadku pominięci. Ale oznacza to tylko tyle, że czują się spadkobiercami, więc nadal nie ma tu żadnej mowy o mieniu bezspadkowym.

To była ta łatwiejsza kwestia. No a teraz czas zmierzyć się z historią…

Dawno dawno temu, 15 września 1935 uchwalono i ogłoszono Ustawy Norymberskie. Na podstawie tych Ustaw wydano Rozporządzenia (14 listopada 1935), ale nie udało mi się do nich dotrzeć. Z opracowań i komentarzy wynika, że w tych rozporządzeniach ustalono, że osoby uznane za żydów musiały pod groźbą kary sprzedać swój majątek nieżydom (tu mała dygresja – żydami były osoby należące do żydowskiej wspólnoty religijnej, ich potomkowie lub małżonkowie. Dlatego będę uparcie używał małej litery w słowie żyd). Niestety nie znalazłem rozporządzeń, więc nie wiem czy ograniczało się to do zakazu nabywania przez żydów, czy też był jakiś termin, w jakim mieli oni obowiązek sprzedać.

Idźmy dalej.

I teraz historia właścicieli majątków rozdziela się na trzy grupy w zależności gdzie mieli te nieruchomości:

  1. tereny przyszłej RFN
  2. tereny przyszłej NRD
  3. tereny przyszłej PRL

W najlepszej sytuacji znaleźli się właściciele i spadkobiercy z pierwszej grupy – bo tuż po wojnie stwierdzono nieważność ustaw norymberskich i wynikających z nich rozporządzeń. Właściciele przez określony czas mogli wystąpić do sądów i odzyskać majątki. Niestety nie wiem jakie skutki przyniosło to właścicielom, którzy nabyli te nieruchomości (de facto zgodnie z obowiązującym prawem) – nadal szukam.

Mieszkańcy przyszłej NRD mieli gorzej – podległość ZSRR skutecznie utrudniała działania prawne, ale po upadku muru berlińskiego i przyłączeniu NRD do RFN przywrócono możliwość odwoływania się do sądów na tych samych zasadach co mieszkańcy RFN 50 lat wcześniej.

Najgorzej mają się spadkobiercy z nieruchomościami na terenie PRL (a potem III RP). Ponieważ w księgach wieczystych byli Niemcy (bo jak wspomniałem wcześniej – żydzi musieli sprzedać majątki Niemcom), a PRL przyjęła (dekretem z 8 marca 1946), że cały majątek Niemców przechodzi na Skarb Państwa. I tu pojawia się międzynarodowy problem prawny. Sam ten dekret jest zaprzeczeniem istoty własności i powinien zostać unieważniony dla zasady, ale póki obowiązuje oznacza to niezwykle patologiczną sytuację. Otóż dwaj bracia – jeden ze Zgorzelca, drugi z Goerlitz mieli identyczne kamienice. Obaj musieli je sprzedać, po czym po czasie uznano, że ten przymus był nielegalny. Niestety w międzyczasie przesunęła się granica i jednemu oddano kamienicę, a drugiemu pokazano gest Kozakiewicza.

Co powinno być zrobione. Otóż moim zdaniem należy anulować ten dekret i przeprowadzić gruntowną analizę prawną każdej z nieruchomości. Księgi wieczyste mają to do siebie, że… są wieczyste. I dość łatwo ustalić co i kiedy się z daną nieruchomością działo.

I trzeba to wszystko poodwracać. Będzie to niezwykle trudne i żmudne, ale dla sprawiedliwości należy to zrobić. Przy czym trzeba po prostu przyjąć stałe przeliczniki dla danego roku i wg tych przeliczników cofać.

Czyli jeśli żyd sprzedał Niemcowi A za 10.000 DM w 1936, a ten sprzedał Niemcowi B za 50.000 DM w 1940 a potem Państwo polskie zawinęło to dekretem, sprzedało to Polakowi C za 100mln zł w 1960, a ten sprzedał Polakowi D za 150 mln w 1975 a ten sprzedał Polakowi E za 1 mln PLN w 2015 to trzeba ustalić tabele dla poszczególnych lat i oddać Polakowi E przeliczony 1 mln, Polakowi D przeliczone 150 mln PLZ pomniejszone o 1 mln PLN i tak cofać aż do żyda, który musi oddać przeliczone 10.000 DM.

Plus do tego jeśli ktoś potrafi udowodnić poniesione nakłady przekraczające zwykły zarząd, to Skarb Państwa mu je zwraca, a właścicielowi pierwotnemu wpisuje na hipotekę.

Alternatywnie podać drugą ścieżkę – obliczyć wartość nieruchomości, odjąć te przeliczone 10.000 DM i wypłacić odszkodowanie. Niech właściciel wybiera. Czy wieloletni proces sądowy, żeby odzyskać nieruchomość (być może z hipoteką) albo szybkie pieniądze i zamknięty temat.

Będą to ciężkie miliardy złotych, ale proszę pamiętać, że całkiem spora część wróci w formie spadku na rzecz Skarbu Państwa, grube miliony pójdą na notariuszy (no niestety – tu już będzie musiał zapłacić właściciel pierwotny). Niektórych hipotek nie będzie się w stanie ściągnąć, ale to jedyna uczciwa i sprawiedliwa forma naprawienia błędów przeszłości.